Dziś już 12. dzień Adwentu. Co roku zastanawiamy się, czy ktoś z Was w ogóle pamięta o codziennym otwieraniu kalendarza. Postanowiliśmy więc zapukać do Waszego okienka i zapytać, jak mija Wam ten czas. Znajdujecie trochę czasu na wyciszenie? Chodzicie na roraty? Wciąż gorąco zachęcamy Was do realizacji wyzwań z adwentowego kalendarza i przyznajemy się, czy my sami je realizujemy.
Idealne rodziny z Instagrama
Wiele razy pisaliśmy, że staramy się z dystansem spoglądać na internetowy świat idealnych małżeństw i rodzin, na zdjęcia, na których nie widać nerwów i bezradności. Może patrzymy przez swój pryzmat, ale ciężko nam uwierzyć w relacje międzyludzkie funkcjonujące zupełnie bez zarzutu, napięć i rozczarowań.
W świetnej książce „Poniemieckie” Karoliny Kurzyk można znaleźć taki fragment: „Niestety teściowie przywiązywali wielką wagę do okna wystawowego. Lubili, żeby rodzina dobrze się prezentowała, jakby w każdej chwili mógł ją zaskoczyć fotograf i pstryknąć zdjęcie do gazety. I podczas gdy tak się do siebie uśmiechali, za plecami zbierały się niewypowiedziane żale, pretensje, rosły góry wzajemnych oczekiwań”.
Przez nasze okno wystawowe w ostatnim czasie widać chaotycznie poustawiane kartony, stosy pogiętych list niewykonanych zadań i niedomytych kubków po kawie tuż obok roratniego lampionu. Spoglądając uważniej zauważylibyście również ostre noże symbolizujące nieprzyjemne słowa wypowiedziane zbyt głośno, ślady po łzach bezradności, ale także miękkie kocyki oznaczające przepraszanie i przytulanie. Bardzo możliwe, że nasze okno byłoby trochę zarysowane i przybrudzone.
Piszemy o tym, aby ci, którym wydaje się, że jeżeli coś nie idzie idealnie, to nie ma sensu tego robić, poczuli, że nawet niewielki wysiłek jest ważny i wart podjęcia.
Jak to wygląda u nas?
29 listopada – wspólne postanowienie adwentowe. Wymarzyłam sobie, że to będzie trochę dłuższa modlitwa małżeńska, nie taka na ostatni moment dnia i resztkami sił. I co? Nadal modlimy się resztkami sił choć wierzymy, że bardziej przeszkadza to nam niż Panu Bogu?.
30 listopada – słoik z dobrym słowem. Nasze kalendarze adwentowe, od lat rozwieszane z namaszczeniem w noc poprzedzającą Adwent, zostały spakowane, a ich bliższa lokalizacja jest nieznana, zaginęły pod stosem innych kartonów. Posłużyliśmy się więc starymi literatkami, do których przy kolacji pracowicie wrzucamy karteczki z dobrymi słowami dla najbliższych. Najstarszy syn odmówił udziału w zabawie, co nie przeszkadza nam wrzucać mu karteczki. Raz zauważyliśmy, że cichaczem zabrał swoją literatkę do pokoju w bliżej nieokreślonym celu?.
1 grudnia 2020 -kwadrans we dwoje od razu po pracy. Ach, udało się chyba dwa razy. Mamy jednak pewne usprawiedliwienie. Kilka dni temu przeprowadziliśmy się do wynajmowanego mieszkania. Straciliśmy czasowo sypialnię i jak w czasach tuż po ślubie mieszkamy we dwoje w salonie, w którym mamy kanapę, stół i biurko. Każdy pracuje w swoim kąciku ze słuchawkami na uszach i trudno wyłapać nam moment zakończenia pracy. Jednak bądźmy dobrej myśli, wciąż możemy próbować.
2 grudnia – całuj choć przez chwilę. Tu mamy pełny sukces!
3 grudnia – kup prezent pod choinkę. To dla odmiany porażka zaplanowana, bo do prezentów nie przywiązujemy większej wagi i raczej sami kupujemy je sobie z kieszonkowego.
4 grudnia –idźcie do spowiedzi. Ogromna radość! Udało się! Sami siebie polubiliśmy za umieszczenie tego zadania?. Poprzedni dzień był wyjątkowo gorzki i trudny. Gdy na roratach zobaczyłam mojego stałego spowiednika zmierzającego w ciemnościach do konfesjonału pomyślałam: Teraz albo nigdy! (a trzeba wiedzieć, że zazwyczaj zbieram się kilka dni, zanim umówię się do spowiedzi). Zaskoczony ks. Marcin powitał mnie słowami „Czyżby czas na małą przepierkę?”. Spowiedź i cały dzień był jak plaster na zbolałe serce: piękna Ewangelia, dobra nauka podczas spowiedzi, rozmowy z przyjaciółmi, niespodziewany telefon będący właściwie cudem. „Według wiary waszej niech wam się stanie”. Tego dnia tak właśnie się działo. Wojtkowi udało się pójść na spowiedź wieczorem.
5 grudnia – stwórzcie foto kalendarz. Dobre sobie, kto wymyśla takie zadania?! To był dzień przeprowadzki, więc sami rozumiecie, że na głowie mieliśmy zupełnie inne sprawy.
6 grudnia – idźcie spać razem. Chodziło właściwie o pójście spać o tej samej porze. Może Was dziwić to zadanie, ale gdy ślub bierze skowronek i sowa, to nie jest to takie oczywiste. Udało się! Poszliśmy! A potem prawie się pokłóciliśmy się jak to ma przebiegać. Skończyło się jednak happy endem?.
7 grudnia – podziel się dobrym wspomnieniem. Niespodziewana wizyta i zaabsorbowanie remontem spowodowało, że w ogóle o zadaniu zapomnieliśmy.
8 grudnia – wesprzyj małżonka. Ach to jest zadanie codzienne nasze. Realizacja idzie nam… sinusoidalnie. Często mamy pogryzione języki, bo powstrzymujemy się od komentarza. Jednak wielokrotnie komentujemy zachowanie drugiego sprawiając sobie nawzajem ból.
9 grudnia – zaskocz go. Dziś Wojtek zostawił mi w kuchni kawę, mimo że wcześniej mówił, że nie zdąży jej zrobić. Czy mogę mu zaliczyć? A ja zupełnie nie mam pomysłu. Zaskakujące byłoby, gdybym nie zasnęła o 22 (edit: no cóż, nie udało się).
10 grudnia – pomóż małżonkowi. Och dziś był naprawdę trudny poranek. Bardzo dużo gorzkich słów usłyszałam od córki, gdy wracałyśmy z rorat. Myślę, że rozmowa na ten temat byłaby dla mnie najlepszą pomocą. Będę obserwować jak mogę pomóc Wojtkowi, może pójdzie mi lepiej niż z wczorajszym zadaniem.
Ciekawe, jakie zadanie będzie jutro. Nie poddawajcie się. Powodzenia!
Rok temu szło nam bardzo słabo, w tym roku nawet nie próbowaliśmy – choć zaraz zerknę jakie jest dziś, codziennie nowy początek. 😉
Większym zawodem – bo nieco nieoczekiwanym – jest słabiutki wynik z Adwentownika. W tym roku sprezentowała go nam – a właściwie to dzieciom – znajoma rodziny. Reakcje dzieci były chłodne – wolą te kalendarze z czekoladkami i LEGO. I wykonanie zadań szło bardzo słabo, a dość szybko przesały nawet czytać zadania.
Fakt, że niektóre są trudne jak na nasze warunki (i zwyczaje). Ale na przykład wczoraj było łatwe i przyjemne – obejrzeć film związany tematycznie, np. Opowieść wigilijną albo Ekspres polarny. Tylko trzeba to było przeczytać rano, a nie wieczorem…
Dzięki za wpis, to cenne. Wprawdzie podkreślaliście to już wiele razy, ale nigdy dość. Łatwo frustrować się przez porównanie do własnych wyobrażeń na temat innych. 🙂
Ciekawe jak się skończyła ta historia:-) U nas kolejne dni były jeszcze mniej efektywne, ale tak sobie myślimy, że czasem kluczowe jest zrobienie chociaż jednego gestu. Z dziećmi u nas w tym roku też nie wyszło, brak zainteresowania.