Pewnie zauważyliście, że Wojtek eksperymentuje z szablonem bloga. Mamy nadzieję, że taki układ będzie dla Was czytelny. Dajcie znać, jeśli macie jakieś uwagi.
Te zmiany to pokłosie podejmowanych przez nas prób porządkowania kilku kolejnych dziedzin naszego życia, jak się pewnie domyślacie po tytule, również w zakresie wprowadzenia w nasze życie odrobiny sportu.
Publiczne deklaracje?
To w sumie nic odkrywczego, ale podczas tych prób namacalnie doświadczyliśmy, jak pomocne w realizacji planów i postanowień jest czyjeś wsparcie. Byłoby idealnie, gdybyśmy wsparcie otrzymywali od małżonka, choć nie w każdej dziedzinie jest to możliwe. W końcu nawet najlepszy mąż czy żona nie jest Supermanem czy Wonder Woman, nie zawsze ma siły i nie zna się na wszystkim. Dlatego dziś raczej chcemy skłonić Cię do refleksji co Ty możesz zrobić, by pomóc małżonkowi np. wprowadzić w życie trochę ruchu.
Może pamiętacie wpis pod tytułem „Jak zmienić życie statystycznego Kowalskiego we wrześniu”? Wpis dotyczył różnych strategii wprowadzania nowych nawyków lub pozbywania się mniej pożądanych.
Byłam wtedy ciekawa, czy zadziała na mnie strategia publicznego oświadczenia i napisałam publicznie o kilku drobnych zmianach, jakie zamierzam wprowadzić. I szczerze powiedziawszy zauważyłam, że publiczne oświadczenie zupełnie na mnie nie zadziałało. Większość zamierzeń realizuję, lecz napisanie czegoś do bliżej nieokreślonego grona osób, które pewnie nawet nie pamiętają, że taka deklaracja została złożona, nie miało żadnego wpływu na moją motywację. Co innego, gdyby ktoś z Was zapytał jak mi poszło, wtedy motywacja pewnie skoczyłaby w górę:-)
Kluczowe dla realizacji zadań okazało się wsparcie męża i kilku innych osób.
No rusz się!
Przychodzi taki moment w życiu, gdy czujesz, że powinieneś zacząć się ruszać nie tyle dla wyglądu, ile dla zdrowia. Ponieważ siedząca praca zaczęła nam się powoli dawać we znaki, postanowiliśmy coś zmienić. Ja do jazdy rowerem do pracy (dystans jest niestety krótki) dodałam codzienne poranne ćwiczenia i nordic walking. Wojtek wrócił do pokonywania znacząco dłuższej trasy do pracy rowerem, dorzucił regularne ćwiczenia, a ostatnio poszedł w moje ślady i chwycił kije w dłoń.
Obawialiśmy się, że nasz entuzjazm szybko przeminie i rzeczywistość zweryfikuje nasze ambitne plany, a na ruch zwyczajnie nie wystarczy nam czasu. Chodzenie na zajęcia ze sztywno ustaloną godziną byłoby w naszym przypadku raczej niewykonalne, dlatego szybki spacer z kijami wydawał się świetną alternatywą.
Okazało się jednak, że mnie na przeszkodzie stanęły moje własne myśli typu: „powinnam spędzać całe weekendowe poranki z rodziną zamiast poświęcać tyle czasu na moje sprawy”. Dopiero rozmowa z Wojtkiem i jego stanowcze zapewnienie, że moje zdrowie i samopoczucie ma znaczenie i że mogę spokojnie wychodzić na kijki, pozwoliły mi na czerpanie ogromnej radości z tej formy ruchu. W sumie to dość oczywiste, że nic się nie zawali, gdy wyjdę na godzinę czy półtorej. Co ciekawe nie miałam takich oporów gdy chodziło o inne wyjścia czy nawet kilkudniowe podróże z koleżanką. Myślę więc, że takie myślenie było zawoalowaną wymówką, żeby nie podjąć wysiłku. Coś w stylu: „Chcę, ale sami rozumiecie, przecież nie mogę!”. Pomyśl, może też tak masz?
Teraz dzieci już wiedzą, że mama o świcie ćwiczy na macie, a w niektóre poranki lub wieczory idzie maszerować. Godzina w ciszy nad rzeką o poranku… bezcenna. Również dla równowagi całego ekosystemu rodzinnego.
Według Wojtka tego typu dylematy są raczej domeną kobiet. Mężczyźni raczej zastanawiają się, czy im się chce, czy nie.
Dlatego panowie, zapytajcie żonę, czy aby nie ma chęci na wprowadzenie do swojego życia jakiejś aktywności, lecz obawia się, że byłoby to np. ze szkodą dla rodziny. Może się bowiem okazać, że wy z łatwością możecie ją zapewnić, że żadna szkoda nie wystąpi.
A Wy panie, spróbujcie zmotywować małżonka, gdy widzicie, że chciałby, ale trochę mu się nie chce. Uwaga, trzeba tu dużego wyczucia, żeby nie miał poczucia, że go do czegoś zmuszacie.
Znam Cię jak nikt
Wsparcie małżonka może realizować się na również na innych płaszczyznach. Od lat jesteście świadkiem swoich zachowań w różnych sytuacjach, znacie swoje słabe i mocne strony, możliwości i upodobania.
Wracając do sportowych przykładów, możecie podpowiedzieć drugiemu formę aktywności, która wydaje się Wam dostosowana do jego temperamentu. Możecie mobilizować, gdy jednemu z Was się zwyczajnie nie chce, nie napierając jednak, gdy ma faktycznie słabszy dzień.
Ależ oni są konsekwentni
Dużą inspiracją jest obserwacja zachowań innych. Gdy widzę, że Wojtek regularnie chodzi na kijki bez względu na pogodę, kolega biega, a koleżance nie przeszkadza ciemność i zimno, niekiedy się mobilizuję i nie czekając na weekendowy poranek idę w mrok. Jednak słucham siebie i gdy wiem, że nie będzie to dla mnie dobre, bez żalu rezygnuję.
Oczywiście, na każdego działa coś innego, jednym zachęcanie i obserwowanie innych będzie służyć, a innych irytować i budzić opór.
Kto jeszcze może Ci pomóc?
Ponieważ nie we wszystkim i nie zawsze możemy być dla siebie wsparciem w małżeństwie, warto poszukać innych wspierających osób dookoła.
Lubię, gdy wysyłamy sobie z koleżanką zdjęcia z kijkowych spacerów albo idziemy razem. Lubimy czasem łączyć przyjacielskie spotkanie z ruchem. Nasi mężowie mówią bowiem zgodnym chórem: „Albo trening, albo rozmowa”. Z drugą mamy plan chodzić wspólnie co środę, na razie piętrzą się przeszkody, ale nie tracimy nadziei, że po feriach nareszcie ruszymy z kopyta, dbając przy okazji o naszą relację.
Na koniec przykład z zupełnie innej dziedziny. Kolega z dawnych lat wspiera mnie i mobilizuje w zmaganiach związanych ze sprawami urzędowymi. Jestem jak szewc, co bez butów chodzi. Zawodowo doradzam innym, a za własne sprawy nie potrafiłam się zabrać. Zbyt dużo emocji się z tym wiązało – ani ja, ani Wojtek, nie umieliśmy nabrać dystansu. Dopiero spojrzenie osoby z zewnątrz pomogło nam ruszyć z miejsca. Teraz na bieżąco wpisuję planowane i wykonane kroki w tabeli, a raz w tygodniu kolega sprawdza i komentuje postęp lub ich brak. I to działa. W każdym razie na mnie.
Oczywiście każdy ma swoje sposoby i potrzeby. Jednak czasem jedno słowo wsparcia, zainteresowanie się samopoczuciem drugiego czy własny przykład potrafi wiele zdziałać. Zastanów się, czy i w jaki sposób możesz udzielić wsparcia małżonkowi, dziecku lub przyjaciołom.
Po tym wpisie obiecuję sobie, że jutro idę na kijki. Zawsze miałam wyrzuty sumienia, że mogłabym ten czas wykorzystać na jakieś zabawy czy ćwiczenia z dziećmi. A często wcale nie wykorzystałam dobrze tego czasu.
Bardzo dziękuję za ten post. Jesteście moją inspiracją, muszę wciągnąć w to męża :))
Tak sobie myślę, że te wyrzuty sumienia są niepotrzebne. Dlaczego?
1. Musimy o siebie dbać, żebyśmy nie później nie musieli obarczać naszych dzieci naszymi problemami zdrowotnymi (wiadomo, że będą ale może później :).
2. A od kogo nasze dzieci mają się nauczyć regularnego uprawiania sportu? Tylko od nas i robią to zawsze przez obserwację.
Powodzenia 🙂
To jest aspekt o którym w ogóle nie pomyślałam:-) Dzięki Mężu!
Nawet nie wiesz jak ja się cieszę z Twojego komentarza!!! Pomimo planu jeden wpis na tydzień, ślęczałam nad tym wpisem prawie 3 tygodnie nie mogąc skończyć. Dręczyłam się myślą, że nikt nie będzie chciał tego czytać, bo banalne i jednak takie prywatne. A tu proszę! Takie piękne efekty! Trzymamy kciuki i jeśli masz chęć, napisz za jakiś czas jak Ci idzie. My dziś już w górach, śniegu zero, raczej błoto, więc zamiast biegówek chwytam za godzinę za kije i idę. PS Nie zniechęcaj się, jeżeli mąż nie da się wciągnąć! Mój obserwował mnie pół roku, a i tak nie chodzimy razem. Myślę o wciągnięciu najstarszego syna. I już kupiłam kijki teściowej:-)
„Chcę, ale sami rozumiecie, przecież nie mogę!”…
Maju, czytasz w moich myślach!
O ile skutecznie przekonuję męża, że może poświęcać godzinę dziennie na sport, hobby itp., o tyle siebie przekonać nie mogę.
Twój post przypomniał mi, że nikt mnie tak nie potrafi zmobilizować do działania jak mąż- muszę to tylko o to poprosić. Dziękuję! Pozdrawiam serdecznie
Alu, cieszę się, że to trafiło do Ciebie. Najpierw myślałam, że to troska o innych przeze mnie przemawia, ale Wojtek powiedział mi raz, że zachowuję się jak w czasach studenckich, gdy zwlekałam z nauką do egzaminu robiąc wszystko inne. I to mi dało do myślenia, że niejako przerzucam na innych odpowiedzialność za to, że w głębi duszy mi się po prostu nie chce. Choć jednocześnie bardzo chcę:-)
Dobrze, że mamy kogoś, kto nam może pomóc i pokazać prawdę o nas samych. Uściski!
Witajcie Kochani!
Ale fajnie, że się ruszacie. Ja wróciłem do biegania, ale chodzenie z kijkami też daje frajdę, natomiast w porównaniu z tym pierwszym nordic walking bardziej daje w kość.
Pozdrawiam, Darek K.
Darku, jak mijam tych zasapanych biegaczy to mi się zdaje, że patrzą na mnie z góry hihihi Od dziś się będę do nich uśmiechać;-)
„W zdrowym ciele zdrowy duch” – dla równowagi psychicznej siebie i w małżeństwie trochę wysiłku zawsze pomoże. Z drugiej strony ćwiczy nas to w wytrwałości, a to ćwiczenie się też ma dobre owoce, gdy mierzymy się w zmaganiach duchowych, żeby nie poddawać się zbyt szybko. Przy okazji intensywny wysiłek wyzwala zawsze odrobinę endorfin i pomaga mi osobiście rozładować wnerw zbierany w pracy i otoczeniu, dzięki czemu nie warczę później na dzieci/żonę, gdy potrzeba dużo cierpliwości.
Bardzo ciekawe spojrzenie na sprawę, ćwiczenia ciała i ćwiczenia ducha. Bardzo trafne. I tak, masz rację, ruch pozwala rozładować złe emocje.
Dokładnie mam podobne przemyślenia ostatnio na temat mojego powrotu do aktywności fizycznej! Zawsze lubiłam sport a teraz zwyczajnie szukam wymówek (więcej czasu dla dzieci, niewyspanie). Natomiast przymusowy wyjazd z pracy na 5 dni do innego miasta sprawił, że nie mam wymówek i na nowo obudziłam w sobie radość biegania. Dziękuję za wpis i motywacji życzę sobie i Wam ?
To jest w sumie bardzo ciekawe jak sami sobie w głowie układamy wymówki, nawet gdy coś lubimy, ale wiemy, że będzie związane z wysiłkiem. I czasem nawet sami w to wierzymy:-) Cieszymy się, że wróciłaś do biegania!