Połowa stycznia za nami, w naszym małżeństwie wyzwanie w toku. Realizujemy wyzwanie razem z Wami, żeby zdawać Wam relację, jak nam idzie. Może kogoś zainspiruje, jak się można w codzienności pięknie witać i żegnać.
Jestem zbyt zajęta, by cię dostrzec
Praktykowaliśmy powitania i pożegnania również przed wyzwaniem, ale w ostatnim czasie wkradł się w te gesty pewien automatyzm. Ot machinalny całus na dzień dobry i dobranoc. Osobie będącej akurat w domu nie zawsze chciało się odrywać od absorbujących zajęć, by wyjść przychodzącemu naprzeciw, aby go witać i żegnać. Bo przecież właśnie….. (niepotrzebne skreślić) piszę ważny mail czy artykuł/przygotowuję obiad/czytam książkę.
Jesteś ważny w moich oczach
Teraz jest inaczej. Jest w naszych powitaniach i pożegnaniach jakaś świeżość. Uważność. Zatrzymanie się na drugiej osobie, przyjrzenie się jej stanowi i samopoczuciu. Wszystko na moment odchodzi na bok i staje się mniej ważne. A jeżeli nie mogę podejść, bo trwa akcja pielucha, oznajmiam to z pokoju obiecując, że zaraz będę.
Powitanie lub pożegnanie trwające kilka sekund dłużej i skupienie się na tym co właśnie robimy powoduje, że zaczynamy odczuwać radość ze spotkania. Osoba witana ma poczucie, że jest szczególna i drogocenna w oczach tego, które wita, że nic nie jest w tej chwili ważniejsze od spotkania.
Wyzwanie rozszerzyliśmy też na nasze dzieci, szczególnie najstarsze. Zaczęliśmy bardziej dbać o to, by zawsze witać go i żegnać. Dodatkowo spontanicznie pojawił się rytuał „ciastka po szkole”. Przygotowuję ulubione ciasteczka syna i siadamy we dwoje (ok, najmłodszy pałęta się wokół) przy stole na małą pogawędkę. I nasz syn, którego opowieści sprowadzały się do „było fajnie” lub „było okropnie” zaczął z przejęciem opowiadać,co się wydarzyło. A może Twój mąż/żona też potrzebuje takiej chwili zauważenia w ciągu dnia?
Cieszę się, że mogę cię przywitać
Na koniec chcieliśmy się podzielić pewną poruszającą historią postawy bezinteresownej troski o drugiego człowieka i kruchości ludzkiego istnienia, tym razem w kontekście pożegnania. Gdy przeszło 3 lata temu leżałam w szpitalu, bo nasz mały synek umarł przed narodzinami, położono mnie na na oddziale patologii ciąży wraz z kobietami czekającymi na poród. Obok mnie leżała dziewczyna koło trzydziestki, a przy niej siedziała jej mama (pamiętam, że odrobinę mnie zdziwiło, że mama, a nie mąż). To było przed dniem Wszystkich Świętych, rozmawiały o zniczach na groby. Tuż przed tym, gdy miała iść na salę porodową, widząc, że leżę i płaczę, podeszła, przytuliła mnie i pocieszała. Opowiedziała mi też swoją historię.
Dwa miesiące wcześniej jej mąż wsiadł jak co dzień na rower i pojechał do pracy. Tego dnia na rondzie potrącił go samochód, nie pomógł kask i wieloletnie doświadczenie kolarza startującego w wyścigach. Zmarł na miejscu. Ona została z dwuletnią córeczką i mającym urodzić się niedługo synkiem. Nie wiem, czy tego dnia pożegnała go przed wyjściem.
Niech każdego dnia towarzyszy Ci radość, że masz kogo witać i żegnać.
Piekny tekst i pokazuje żeby być uważnym na bliskich i żeby w biegu życia nie zacząć żyć obok siebie
Bardzo dziękujemy za pierwszy komentarz i miłe słowa. Życie obok siebie to chyba najczęstsze zagrożenie, zakradające się tylnymi drzwiami i rozbijające jedność i miłość. Pozdrawiamy!
Dziękuję,ze w natłoku wielu spraw, troszczycie się o inne małzeństwa.Gorąco pozdrawiam!
Agnieszka
To dla nas wielka radość! Pozdrawiamy całą Waszą rodzinę.
Świetna inicjatywa.
Dziękujemy i przekazujemy dalej 🙂
Niech Was Duch Św. prowadzi
Dzięki! Prowadzi! Każdy wpis powstaje na bieżąco, światło jest na jeden krok do przodu:-)