Jest coś czarującego w dzisiejszym temacie podejmowanym dziś przez nas w pierwszym dniu Tygodnia Małżeństwa w Internecie, akcji zainicjowanej przez Ewę z bloga Mocem. Powrót pamięcią do samych początków relacji i próba przypomnienia sobie tamtych emocji.
Początki mogą być bardzo różne. Można próbować stworzyć poradnik, jak powinny wyglądać te początki, by dać podwaliny pod udane małżeństwo. Napisać co robić, czego unikać, o czym koniecznie porozmawiać. I taką mieliśmy na początku koncepcję tego wpisu. Jednak… gdy sięgnęliśmy do swoich wspomnień i historii naszych znajomych, stwierdziliśmy, że nie ma chyba reguł ani gotowych receptur. Pewnie dlatego, że człowiek zakochany rzadko kiedy myśli rozsądnie.
Rozmawiałam dziś z pewną osobą, która znienacka zaczęła wypytywać mnie o to, ile lat jesteśmy razem (21 i pół!) i o początki naszej znajomości (nie słyszała nic o akcji Tydzień Małżeństwa w Internecie). Ciekawe, prawda?
Opowieść Mai i Wojtka
U nas zaczęło się dość niesamowicie, ale potem, przez kolejny rok, było ciężko, nie jesteśmy więc specjalistami do spraw dobrych początków. Oto nasza historia. Film, bo łatwiej nam
o tak prywatnych sprawach mówić niż pisać. Pod spodem zaś pięknie opisana opowieść B., której z całego serca dziękujemy i gratulujemy odwagi. Was również zachęcamy do udziału, tematy znajdziesz tutaj.
Jak słyszeliście, nasza relacja była na początku mało dojrzała. Jednak dobrze się ze sobą czuliśmy i nie mogliśmy się rozstać. Bardzo dużo rozmawialiśmy. Śmialiśmy się i podróżowaliśmy, zazwyczaj autostopem. Jednak na większą dojrzałość i otwarcie się na to, co naprawdę ważne, przyszedł dla nas czas dopiero w narzeczeństwie.
Opowieść B.
Złotoryja, początek lata. Studenci socjologii dwóch roczników zjeżdżają się na praktyki, których celem jest zbadanie zwyczajów higienicznych mieszkańców tego miasteczka. Pierwsze spotkanie organizacyjne z prowadzącymi w pomieszczeniu schroniska młodzieżowego. Wchodzi On – kolorowe krótkie spodnie, rozwiany włos, szeroki uśmiech, skory do rozmowy. Od razu zwrócił moją uwagę. Nie wiem dlaczego, ale byłam przekonana, że jest poetą. Przeprowadzał badania ankietowe w parze z koleżanką z mojego pokoju, stąd często u nas gościł. Potem było wiele godzin spacerów, rozmów, poznawania siebie nawzajem. Szybko okazało się, że mamy wspólne zainteresowania (góry, książki, historia) zbliżony światopogląd i przede wszystkim patrzymy na życie przez pryzmat wiary. Od razu też widać było, jak bardzo się różnimy – ja spokojna, wyważona introwertyczka,
a On- towarzyski, otwarty, nonkonformista. Okazało się też, że On nie jest poetą, ale perkusistą. Ze Złotoryi wyjeżdżaliśmy już jako para.
W początkach naszej znajomości, na studiach, spędzaliśmy razem wiele czasu, ale pamiętam, że wciąż było mi mało Jego obecności. Fascynowało mnie zwłaszcza to, co w Nim było tak różne ode mnie. Jednocześnie świadomość, że chcemy budować naszą relację w obecności i posłuszeństwie wobec Boga, dawała mi duże poczucie bezpieczeństwa.
W tym roku minie 20 lat odkąd poznaliśmy się w Złotoryi. Wciąż bardzo się różnimy i nadal wiele nas łączy, o wiele więcej nawet niż wtedy. Wciąż uczę się przyjmować mojego Męża takim, jakim jest i dziwię się, jak wiele jest w Nim jeszcze do odkrycia. Nieodmiennie mam też poczucie bezpieczeństwa, zakotwiczone w sakramentalnej przysiędze małżeńskiej i świadomość, że zmierzamy razem w tym samym kierunku.