Na stronie wakacyjne, czyli powolne tempo. Nie wynika jednak z wylegiwania się przez nas na plaży, lecz wzmożonej pracy związanej z sezonem urlopowym w naszych firmach. Wiadomo: „Ktoś nie śpi, aby spać mógł ktoś, to są zwyczajne dzieje”. Sam widok komputera na koniec dnia budzi w nas więc lekką niechęć. Postanowiliśmy ją jednak pokonać, bo w ostatnią niedzielę usłyszeliśmy kilka słów, którymi chcemy się dziś z Wami podzielić. Tymczasem Natalia na urlopie podobno pracuje nad kolejnym artykułem.
Co by było gdyby…
Czy zdarzało Wam się rozmyślać czasem o ścieżkach, które zamknęły się przed Wami wskutek dokonanych w życiu decyzji? O tym, czego już nie zrobicie? Albo o tym, czego nie zaznacie, będąc żoną czy mężem tej, a nie innej osoby? Szczególnie w połowie życia możemy stwierdzić, że pewne podjęte wybory przynoszą nam rozczarowanie. Praca, której poświęciliśmy wiele godzin, nie daje nam już satysfakcji. Pieniądze, jakie zarobiliśmy, nie zmniejszają pustki, jaką czujemy. Małżonek zmienia się w sposób, który jest trudny do przyjęcia i w niewielkim stopniu przypomina osobę, która stała na ślubnym kobiercu (i nie chodzi tu o wygląd). A może po prostu rutyna codziennych czynności i narastającego zmęczenia staje się nie do zniesienia i odbiera radość życia?
Przeczytałam gdzieś ostatnio, że nawet w najlepszych małżeństwach małżonków nachodzą czasem myśli co by było, gdybym podjęli inną decyzję, związali się z kimś innym (konkretną osobą z przyszłości, kimś z teraźniejszości lub kimś całkiem hipotetycznym) albo zostali sami. Jak wyglądałoby ich życie? Co by robili, a czego nie? Jakie porzucone marzenia mogliby realizować? Wydaje się, że takie myśli są czymś naturalnym. Jednak warto pracować nad tym, by ich wynikiem była ostatecznie wciąż na nowo podejmowana decyzja o tym, że chcę trwać w swoim powołaniu, być z tym właśnie człowiekiem.
Mądre słowo na pożegnanie
Piszemy o tym, bo w ostatnią niedzielę usłyszeliśmy inspirującą homilię o powołaniu. Byliśmy na pożegnaniu ojca Macieja Konenca, jezuity, który zrobił dużo dobrego dla wielu małżeństw we Wrocławiu i okolicach przez ostatnie 7 lat. Uroczystość rozpoczęła się Mszą św. Od lat mamy zwyczaj siadania z dziećmi w jednej z pierwszych ławek w kościele, bo gdy widzą coś więcej niż plecy ludzi, potrafią się w większym stopniu skupić. Tym razem Wojtek również zdecydowany krokiem udał się do przodu, choć ja jak zawsze miałam poczucie lekkiego dyskomfortu (nie zajmujcie pierwszych miejsc…).
Widać jednak tak miało być, bo w czasie homilii, ksiądz mówiąc o powołaniu wymienił nas po imieniu dla przykładu (skoro już siedzieliśmy na wprost niego, samo się to narzuciło). A tak to już jest, że gdy ktoś odniesie się do nas wprost, jest to dla nas szczególnie poruszające.
Czym jest powołanie?
Czym jest powołanie? Zależy, z jakiej perspektywy na nie patrzymy. Szerzej powołanie jest wyborem miłości: miłości małżeńskiej, miłości konsekrowanej czy duszpasterskiej albo miłości do innych, ale poza stanem małżeńskim czy kapłańskim. Patrząc na powołanie już z perspektywy małżeństwa możemy rozumieć je jako misję realizowania miłości wobec tej konkretnej osoby. Bardziej przyziemnie rozumie się je także jako wybór ścieżki zawodowej zgodnej ze szczególnymi darami, jakimi zostaliśmy obdarzeni.
Przemówiło do nas wyczytane gdzieś zdanie, że powinniśmy mówić nie tyle, że mamy powołanie, lecz że jesteśmy powołani. Ta zmiana akcentów pokazuje, że powołanie jest nierozerwalnie związane
z naszą tożsamością.
Kto rękę przykłada do pługa i wstecz się ogląda
Wybór jednego powołania zamyka ścieżkę innego. To jest fakt, jaki trzeba uznać, by móc prawdziwie osadzić się w swojej misji. Na inne ścieżki starajmy się już zanadto nie oglądać, co nie znaczy, że nie możemy przeżyć żalu za tym, co utracone. Przeżycie żalu i utraty powinno nas jednak doprowadzić do okazywania miłości i realizacji swojego życia na ścieżce, która wybraliśmy wcześniej.
Ojciec Maciej przypomniał nam jasno, co wybrał każdy z nas przed laty i na czym (oraz na kim) powinien się skupić. On wszedł na drogę kapłaństwa, a my małżeństwa. „Maja wybrała Wojtka, ku niemu kieruje swą miłość i nie dla niej już inni mężczyźni. Wojtek wybrał Maję, ją ma kochać i nie dla niego inne kobiety”. Przecież to oczywiste – powiecie. Faktycznie, oczywiste, ale warto prawdę swoim powołaniu wciąż na nowo przeżywać.
Nasz duszpasterz zachęcił nas też do radości z naszego wyboru, do dostrzegania pozytywów tego, co mamy, w miejsce ciągłego rozpatrywania straty. Zresztą te utracone ścieżki zdarza nam się idealizować. Inny związek nie byłby pozbawiony bólu i rozczarowań, wybór innego powołania, np. drogi kapłaństwa, mógłby okazać się zupełnie nietrafiony. Nie jest jednak tak, że nasza droga będzie usłana różami, bo każde powołanie oprócz tajemnic radosnych, chwalebnych i światła, ma również tajemnice bolesne, które musimy przeżyć. Jednak doświadczamy tego, że w cierpieniu zbliżamy się do Boga, a jednocześnie te trudy rodzą wytrwałość (choć chciałoby się ich uniknąć).
Podniesieni tymi słowami staramy się ostatnio celebrować nasze powołanie wyłuskując z pełnej obowiązków codzienności chwile dla siebie nawzajem. Wiele rzeczy leży odłogiem, ale co wieczór siadamy we dwoje do rozmowy, by móc się sobie wzajemnie przyglądać. I towarzyszyć również w tym, co trudne.
Bardzo ciekawy i inspirujący artykuł. Wręcz trafiony w moją obecną sytuację prywatną, w której zastanawiam się, czemu niektóre rzeczy, aspekty małżeństwa zostały utracone, odsunięte na drugi plan, czy aby na pewno podjęłam słuszną decyzję wychodząc za mąż za tego człowieka?
Pomocne są dla mnie słowa o byciu powołanym, o tym, jak piszecie, że ma one różne strony medalu, a oglądanie się za siebie, czy zastanawianie się, co by było gdyby…, nie sprawi, że zacznę starać się w moim małżeństwie i dostrzegać te małe, ale ważne momenty, wspólne chwile, o które należy celebrować i doceniać. To one są fundamentem małżeństwa 🙂 Dziękuję
Bardzo się cieszymy, że się przydał, warto było wstawać o 5:-) I jednocześnie mamy nadzieję, że dodał Ci otuchy, bo rozczarowanie i kryzysy w związku są naturalne, choć ludzie rzadko o nich mówią. Jednak siłą jest trwać i na nowo odnajdywać to, co dobre, pamiętając, że małżonek będzie się zmieniał. Jednak każdy z nas może swoją postawą przemieniać relacje, a ona może być coraz piękniejsza, choć niekoniecznie taka, jaką sobie wyobrażaliśmy na początku.