Wróciliśmy jakiś czas temu z podróży szlakiem latarni morskich, ze wschodu na zachód Wybrzeża. Wspomnienia z takich wspólnych wypraw podtrzymują nas potem w codzienności, zwłaszcza gdy z trudem radzimy sobie z pracą i zmęczeniem. Długa przerwa we wpisach spowodowana była wpadnięciem w wir pracy i wydarzeń, ale już jesteśmy i zamierzamy znów publikować w miarę możliwości regularnie.
W podróży z radością obserwowaliśmy jak nasze dzieci podchwyciły temat zdobywania latarni, porównywania ich parametrów (szczególnie wysokości) i wyglądu. Dobrze było też patrzeć jak poprawiają się ich relacje i jak wracają do najprostszych zabaw: patykami, piaskiem, kamykami.
Porozmawiamy o tym jutro
Oderwanie od codzienności, nawet na 10 dni, pozwala też wyłączyć autopilota w relacjach małżeńskich. Okazało się, że działamy na nim częściej niż nam się wydawało. Zawsze jest coś do załatwienia, do zrobienia dla innych. Można przez kilka miesięcy nie dać dojść do głosu trudnym tematom. Gdy w końcu dochodzą do głosu, nie zawsze jest łatwo spojrzeć na nie twarzą w twarz. Postanowiliśmy, bez wchodzenia w prywatne szczegóły, napisać o naszym majowym doświadczeniu rozmijania się w słuchaniu.
Podczas tego wyjazdu, Wojtek próbował mi opowiedzieć o czymś co go bardzo frustruje. Dotyka to nas oboje, lecz nie bardzo umiemy znaleźć rozwiązanie. Pierwsza rozmowa wieczorową porą zupełnie nam nie wyszła. Za późno, za ciężko, za smutno. Prawie jak Scarlett O’Hara rzuciliśmy na koniec hasło, że porozmawiamy o tym jutro. Jednak nie porozmawialiśmy.
Tłumacz zachowań małżeńskich
On czekał na moment, w którym będzie miał wystarczającą przestrzeń i czas, by się otworzyć i wrócić do tematu. Chciał jednocześnie jakiegoś nawiązania do sprawy z mojej strony, by mieć poczucie, że również dla mnie sprawa jest ważna. Ja, mierząc moją miarą, czekałam, aż on się otworzy i zacznie mówić. Nie nawiązywałam, bo nie chciałam naciskać, wiem bowiem, że niełatwo mu o tym mówić.
Mimo że w kolejnych dniach widziałam wyraźne ochłodzenie emocjonalne między nami, myślałam, że wynika to z tej frustrującej kwestii. Starałam się więc naiwnie przywracać równowagę między nami poprzez wspólne działania („kochanie, zróbmy/ustalmy to, czy tamto”). On odebrał moje nienaciskanie jako obojętność. Ja jego milczenie jako wycofanie ciepłych uczuć w moim kierunku… Czasem naprawdę przydałby się tłumacz. W obie strony.
Każde z nas chciało dobrze. Patrząc z boku można by jednak stwierdzić, że nasze systemy komunikacji (a szczególnie przedpola komunikacji) są zupełnie niekompatybilne, gdy dochodzimy do spraw, o których nie wiadomo, jak rozmawiać.
Do rozmowy w końcu doszło. Sama rozmowa była trudna, mocna i oczyszczająca. Problemu nie rozwiązaliśmy, ale szczerze o nim porozmawialiśmy. Ta sytuacja uzmysłowiła nam kilka spraw.
Jesteśmy tacy różni
W teorii to wiemy. Ja wiem, że mój mąż, aby opowiedzieć o czymś ważnym, potrzebuje czasu i ciszy. On wie, że ciężko mi się rozmawia w gwarze, pośród dzieci czy niezałatwionych spraw. Jednak mogę mówić o tym, co mnie boli, niejako z miejsca.
Wiemy o tym rozumowo, ale często zapominamy w codzienności. Sposób mówienia i słuchania każdego z nas jest tak różny, że przestawienie się na tryb tego drugiego wymaga ogromnego wysiłku. Jego niezastosowanie nie wynika ze złej woli.
Jesteśmy skupieni przede wszystkim na sobie samych
W czasie tych kilku dni pozornego spokoju, podczas których dzieliło nas coś na kształt szklanej ściany, każde z nas skupiało się na swoich przeżyciach, nie umiejąc prawidłowo odczytać, jakie są faktyczne potrzeby drugiego.
Przyznaję, byłam dumna z siebie, że nie drążę, nie naciskam, nie obrażam się, że on się wycofuje. Rozmyślałam o własnym rozwoju. Tak bardzo rozmyślałam, że jednak przeoczyłam istotę problemu, jaką było niewłaściwe słuchanie. Wojtek skupił się zaś na swojej frustracji.
Boimy się swoich uczuć
Dlaczego często tak trudno jest nam nie umiemy słuchać małżonka? Boimy się tego, co usłyszymy i uczuć, jakie to w nas wywoła. Tymczasem uczucia po prostu są i warto im pozwolić zaistnieć. Nie podejmować pod ich wpływem żadnych gwałtownych decyzji. Jeżeli on mówi coś, co nas rani, oznacza, że tak przeżywa daną sytuację, a nie od razu, że chce zatrząsnąć naszym światem w posadach. Możemy przeżywać rozpacz i strach, pozwólmy sobie na to. Nie oznacza to jednak, że świat się kończy.
Nam udało się, po latach ćwiczeń, zrozumieć, że czasem bywa tak, że to, co mówi lub robi druga osoba jest bolesne, ale nie wynika to z jej złych intencji, lecz tego, co w nas jej słowa czy zachowania powodują. Możemy spojrzeć skąd ta złość czy strach w nas, jakie nasze potrzeby są niezaspokojone, co w nas zostaje poruszone.
Wyzwanie – słuchaj i usłysz małżonka
Dlaczego o tym piszemy? Ponieważ od kiedy prowadzimy tę stronę prawie każdą trudność próbujemy przekuć w wyzwanie czy artykuł, bo podejrzewamy, że nie jesteśmy w tym sami. Tym razem zrodziło się wyzwanie na najbliższy czas. Wydaje się wyjątkowo proste. Słuchaj i usłysz małżonka.
Będziemy Was zachęcać do głębszej analizy tematu słuchania. Na początku przyjrzyjcie się sobie i spróbujcie zauważyć, czy i jak słuchacie. Niedługo podpowiemy Wam kilka sposobów na lepsze słuchanie i punktów do rozmowy na ten temat.
Temat udezyl w sam środek mojego małżeństwa a raczej mojej relacji z mezem… Mamy ostatnio ciężki czas. Narodziny drugiego dziecka, przeprowadzka i budowa domu…. Nie możemy się dogadać nie mówiąc już o jakiej kolwiek bliskości czy czułości. Jest mi z tym strasznie. Nie wiem jak zacząć z nim rozmawiać… Pewnie to wszystko moja wina…
Dziękujemy za tak osobisty komentarz i przepraszamy za spóźnioną odpowiedź, mimo że bardzo się staramy, to na zajmowanie się stroną mamy czas dopiero wtedy, gdy zajęliśmy się już naszą rodziną i pracą. Okoliczności, w jakich się znajdujecie teraz, to nagromadzenie stresogennych czynników, chyba żadne małżeństwo nie przeszłoby tego zupełnie gładko. Nie chcielibyśmy doradzać tak z daleka, jednak prosimy, nie obwiniaj się. My w takich trudnych sytuacjach skupiamy się najpierw nad tym, żeby zaopiekować się sobą (każdy samym sobą), bo z pustego trudno cokolwiek nalać. Pomocne też jest to, co najprostsze. Może przyda Wam się pierwsze wyzwanie to dotyczące serdecznego witania, żeby wprowadzić więcej życzliwości? W najbliższym czasie skupimy się na uważnym słuchaniu bez oceniania i przerywania, to też może być pomocne. Mocno Cię ściskamy i będziemy pamiętać w modlitwie.
W przyszłym roku mamy 30 rocznicę Sakramentu Małżeństwa i wydaje się, że już kawałek wspólnego życia, trójka „szkodników”, trzecia miejscówka do życia stanowić może dojrzałość rodziny – błąd dzieło życia rodzinnego wciąż jest zmienne i jak widzę nie skończone choć ostatni „szkodnik” kilka miesięcy temu skończył 18 lat. W kontekście dzisiejszego artykułu uświadomiłem sobie, że odkryłem i stosuję często zasadę „nie ma sensu mówić kiedy ktoś nie słucha” to jednak rodzi dystans, generuje różnej miary trudności personalne i uciążliwości w racjonalnym rozwikłaniu z reguły trudnego tematu. Oddaję rację stwierdzeniu, że potrzebny jest niezależny tłumacz, niestety nie ma a żyć trzeba i rozwiązywać problemy, pozostaje pytanie co robić ? Odpowiedzi do dzisiaj nie znam mi pomaga różaniec za „drugą stronę” i wiem że z Łaską Bożą przychodzi rozwiązanie; celowo piszę „drugą stronę” bo taka relacja dotyczy małżonki ale częściej mojego najmłodszego syna który jest przecież już dorosły i najmądrzejszy (nawiasem mówiąc zawsze prosiłem Boga by nasze dzieci były mądrzejsze od na to w życiu dadzą radę – 🙂 no to mam)
Cieszę się z każdego Waszego artykułu i dziękuję za nie, tak jak piszecie w żadnych okolicznościach relacji życia nie jesteśmy sami, każde „wyzwanie” to dobra treść dotyka waszego i naszego życia a konfrontacja uspokaja i potwierdza że nic się nie dzieje, że ważne by razem trwać i być dla siebie bo to by być dla siebie i być ze sobą pozostaje najważniejsze.
Wiem, że wszelkie dobro naszego życia to siła jaką darmo wciąż otrzymujemy od Dobrego Boga w Sakramencie Małżeństwa w Nim moc największa. Amen.
Serdecznie Pozdrawiam.
Mieczysław.
Dziękujemy za taki obszerny, dowcipny i zarazem mądry komentarz. To prawda — małżeństwo jest zmienne i nieustannie wymaga pracy, ale czy to właściwie nie jest cudowne, że nie możemy spocząć na laurach? Nic się złego nie dzieje, tak, trafiłeś w punkt! Dziękujemy!
Dziękuję za ten wpis. Też tak często mamy. Zupełnie inaczej odbieramy swoje milczenie, nie potrafimy sobie nawzajem pomóc w otwarciu się… Dziękuję bardzo, że piszecie! To bardzo ważne!
Dziękujemy, staramy się pisać, kiedy tylko możemy, choć ostatnio trudno znaleźć na to czas.Takie komentarze nas mobilizują, jutro spróbujemy napisać kolejny wpis o słuchaniu.
Tak ciężko się rozmawia gdy druga strona nie rozumie lub nas nie słucha lub zrozumie nasze słowa nie tak jak trzeba. Nie umiemy sobie nawzajem powiedzieć o trudnych sprawach tak aby nikogo nie skrytykować nie zranić…Umiejętność sluchania to wielki dar. U nas też rozmowa to czasem ciężka sprawa.Dziękuję że o tym piszecie.
Ostatnio stwierdziliśmy, że pomocne jest założenie, że druga osoba nie chce nas zranić, tylko mówi o swoich przeżyciach, również w kontekście naszych zachowań. Taka perspektywa może pomóc.