
Czas tuż przed Świętami może być czasem tworzenia pięknej atmosfery albo czasem nerwów i harówki. Dla nas to ważny czas, ale muszę przyznać szczerze – wyleczyłam się z nadmiaru: prezentów, gości, potraw i materialnych przygotowań. Nie jest oczywiście tak, że nic nie robimy, ale robimy dużo mniej. Przyznaję też bez bicia, że w tym roku jesteśmy mocno do tyłu. Pierniczków już nie zdążymy upiec (albo pierniczki, albo egzamin). Dziś i jutro pewnie będziemy działać na pełnej petardzie, ale co najważniejsze – działać jak drużyna.
Dlaczego warto działać jak drużyna w małżeństwie?
Nie wyobrażam sobie, że jedno z nas stoi do drugiej w nocy i coś lepi, smaży, a drugie w tym czasie się obija. Mamy za to ustalony z biegiem lat podział zadań według naszych preferencji. Ja jestem kierownikiem departamentu porządków i wystroju/nastroju, a Wojtuś szefem kuchni. Dodatkowo próbujemy zachęcić dzieci do pomocy – z różnym skutkiem i efektem. Dziś nasz najmłodszy sporządził dla mnie i dla siebie listę zadań, pozostali członkowie rodziny zostaną dopisani później. Pisownia oryginalna.
Podział zadań – klucz do spokoju
Pewnie umiecie wskazać, w czym ktoś z Was się lepiej odnajduje, a co moglibyście zrobić razem. Jak napisała mi Magda: „Będziemy dziś z córeczką piec ciastka, ale ja nie cierpię wałkować ciasta. A mąż bardzo to lubi, więc nasze ciastka powstaną tylko dzięki pracy zespołowej”. To jest właśnie sedno – działać jak drużyna, bo wspólne planowanie i podział obowiązków to sposób na mniej stresu i więcej radości.
Spokojne przygotowania zamiast nerwów
Życzę Wam spokojnych przygotowań, bez nerwów, a z radością, że jest dla kogo i z kim. Wigilia już jutro Zdradzę Wam jednak, że my jutro rano… zamierzamy się po roratach nareszcie wyspać. Choćbyśmy mieli z czymś nie zdążyć.