
O akceptacji w małżeństwie i spokoju, który z niej płynie
Kiedy czujesz, że naprawdę możesz być sobą
Oglądałam ostatnio krótki film, w którym dwoje pięknych, starszych ludzi opowiadało o swoim małżeństwie. Kobieta o cudownym uśmiechu powiedziała o swoim mężu:
„To była pierwsza osoba, przy której czułam, że mogę być całkowicie sobą i zostać taką zaakceptowana.”
To zdanie mnie poruszyło i zatrzymało.
Uświadomiłam sobie, że mogę powiedzieć dokładnie to samo o moim mężu.
I poczułam ogromną ulgę. Fakt, że w małżeństwie mogę być sobą – bez udawania, bez tłumienia emocji – to coś, co daje mi ogromny spokój.
Kiedy zaczynam się przycinać do cudzych oczekiwań
W zeszłym roku dużo myślałam o tym, co powinnam w sobie zmienić, stłumić, wyplewić, żeby nie być taka… ekspresywna, nadmierna, nadaktywna. Wydawało mi się, że muszę tak zrobić, żeby być przez niektórych zaakceptowana. Że męczy ich to, jaka jestem.
Czy tak jest naprawdę? Możliwe, że połowa tych myśli to tylko moja wyobraźnia i przewrażliwienie. O mojej skłonności do przypisywania komuś swoich własnych myśli możecie przeczytać tutaj.
Pracuję nad tym, żeby to rozróżniać, ale czasem wystarczy jedno zdanie, żeby znowu poczuć: muszę się zmienić, dopasować. A słyszałam takie zdania od osób, które są mi dość bliskie.

Być sobą w małżeństwie – czy to możliwe?
Z jednej strony widzę potrzebę zmiany, a z drugiej coś we mnie mówi: nie, nie muszę się zmieniać.
Zostałam stworzona właśnie taka i wierzę, że to ma sens.
Że taka mogę być dla kogoś ważna i inspirująca.
Nie chodzi o to, że nie chcę nad sobą pracować – staram się to robić nieustannie.
Ale chcę się zmieniać dla miłości i przyjaźni, dla dobra innych i mojego.
W moim tempie, a nie dlatego, że ktoś jest inny i moje cechy go drażnią.
Gdy ktoś przyjmuje cię w całości
A mój mąż… myślę, że akceptuje mnie w stu procentach. W lepszej i w gorszej wersji.
Kiedy jestem radosna, wewnętrznie uporządkowana i miła – ale też wtedy, gdy mam w głowie chaos i za dużo myśli naraz. Kiedy jestem poirytowana albo smutna. Gdy mówię tyle, że trudno mi się zatrzymać albo gdy milczę i nie wiadomo, o co mi chodzi.
On po prostu słucha, próbuje zrozumieć i jest obok. Nie uzależnia swojej uwagi od mojego zachowania.
Nie jest bezkrytyczny – mówi, co mu się nie podoba. I to regularnie!
Ale mówi o zachowaniu, nie o mojej osobie. I to robi ogromną różnicę.
Czuć się jak w domu przy kimś, kto kocha
Czuć się przy kimś jak w domu – to dla mnie jeden z największych darów w relacjach. Móc być sobą, nawet z tym, co niewygodne i nieidealne. Mam dwoje takich przyjaciół, którzy również pozwalają mi być w pełni sobą. Są szczerzy, mówią uczciwie, gdy coś robię nie tak, ale nie próbują mnie zmieniać i nie oceniają. To rzadkie i bardzo cenne.
Ja też próbuję dać to poczucie innym, pewnie z różnym skutkiem. Ale to już temat na oddzielny wpis – jak „być domem” dla bliskich.

Miłość bezwarunkowa
A nawet gdyby ich nie było – wiem, że jest Ten, który umiłował mnie miłością odwieczną.
Który kocha mnie taką, jaka jestem, bo właśnie taką mnie stworzył.
I to daje mi spokój większy niż cokolwiek innego.
***********************************************************************
A Ty?
Masz wokół siebie kogoś, przy kim możesz być sobą? Wiesz, jak sprawić, by ktoś tak czuł się przy Tobie?
Napisz, jeśli chcesz. Czekamy na każdy Wasz komentarz.