O realistycznych wymaganiach i komunikacji

O realistycznych wymaganiach i komunikacji

Byliśmy ostatnio na spotkaniu, które było dla mnie trudne. Trudne, z uwagi na jego okoliczności i dlatego, że w głębi duszy  oczekiwałam od jego uczestników słów wsparcia. Takich słów zbyt wiele nie usłyszałam, było mi więc smutno.

Próbowałam podzielić się moimi odczuciami z mężem. Wysłuchał i powiedział, że… przesadzam, a moje reakcje są nadmierne. Wiem, że miał rację co do oceny stanu faktycznego. Jednak czułam to, co czułam i potrzebowałam poradzić sobie z tym, rozmawiając o moich emocjach. Dlatego moje rozżalenie po rozmowie z nim wzrosło.

Potrzeby emocjonalne

Na szczęście nagle mnie olśniło. Przeczytałam gdzieś ostatnio (tak dokładniej to tutaj hihi), że to ja jestem odpowiedzialna za zaspokojenie moich potrzeb. I nie chodziło tylko o potrzeby związane z odpoczynkiem typu: iść na samotny spacer czy zdrzemnąć się w ciągu dnia. Potrzebą jest też bycie wysłuchanym, docenionym, zauważonym, zaakceptowanym itd.

Pomyślałam, co mogłabym zrobić, by moja potrzeba emocjonalna została spełniona. Najpierw poszukałam kogoś, kto najprawdopodobniej mnie wysłucha. Zadzwoniłam do koleżanki i podzieliłam się moimi emocjami. Ona tego nie oceniała, posłuchała po prostu. Co więcej, okazało się, że jej mąż również miał już dość słuchania o pewnej sytuacji, więc przy okazji opowiedziała o niej mnie.

Co to znaczy być wysłuchaną?

W przypadku większości kobiet, gdy dzielą się one swoim problemem emocjonalnym, ważniejsze od samego problemu jest pragnienie, by były wysłuchane.

Przez wysłuchanie rozumiem nie tyle usłyszenie, ocenienie wagi sprawy i udzielenie rady. Dla większości kobiet wysłuchanie polega na tym, że słuchacz rozumie, co kobieta czuje w związku z tym problemem. Prawdziwym problemem są bowiem często trudne uczucia związane z jakąś sprawą czy osobą. Dlatego sama możliwość podzielenia się swoimi emocjami z osobą, która wysłucha, jest dla kobiety chociaż po części rozwiązaniem problemu.

Wymagaj realistycznie

Oczywiście, byłoby fantastycznie, gdyby mój mąż zawsze potrafił wysłuchać mnie w ten sposób. Jednak wiem, że różnimy się od siebie. Choćby z tego względu nie mogę wymagać, aby mąż zawsze rozumiał moje przeżycia. Wiem, że chciał mi pokazać sprawę obiektywnie, zmniejszyć mój żal. Wiadomo, że byłabym szczęśliwa, gdyby zrozumiał, co czuję. Jednak gdyby był tak samo emocjonalny jak ja, wówczas po każdej stresującej sytuacji tonęlibyśmy w emocjach. W głębi serca cenię sobie jego męskie opanowanie i zdolność nieprzejmowania się np. tym, co inni o nas myślą. Przywraca mnie to na właściwe tory i daje poczucie bezpieczeństwa.

Jednym z głównych powodów, dla których małżonkowie czują się w swoich związkach nieszczęśliwi, jest pielęgnowanie w sobie pragnienia, by małżonek dawał z siebie coś, co jest dla niego bardzo trudne lub nawet niemożliwe. Fatalne jest też myślenie typu: „Gdyby mnie naprawdę kochał, zrobiłby to, czy tamto”.

Dlatego jednym z kluczy do szczęścia jest zrozumienie ograniczeń małżonka i oczekiwanie od niego wyłącznie tego, co jest w stanie zrobić, aby zaspokoić moje potrzeby. Nie oznacza to, że nie mamy stawiać sobie nawzajem wymagań. Nasze wymagania są konieczne dla rozwoju, lecz muszą być realistyczne, uwzględniające konstrukcję psychiczną małżonka.

Umiłowana w Jego oczach

Jest tylko jedna osoba, która w pełni rozumie mnie, moje potrzeby, lęki, zmagania. I kocha mnie pomimo wszystko. Jezus. Dlatego oddałam Mu to wszystko w modlitwie. Opowiedziałam o swoich odczuciach. O swoim żalu i lęku. Odnalazłam ukojenie. I pewność, że On mnie taką właśnie, rozdygotaną, kocha nad życie. Gdy wymagam, aby w taki sposób kochał mnie małżonek, zadaję mu zadanie ponad ludzkie siły.

Swoją drogą, nie minął jeden dzień, a słowa wsparcia, na które czekałam, przyszły. Okazało się, że te osoby musiały uporać się ze swoimi uczuciami o czym, skupiona na swoim rozżaleniu, wtedy nie myślałam.

Zdjęcie z Notesu Serca Kobiety Kasi Marcinkowskiej

O komunikowaniu swoich potrzeb

Wspominaliśmy ostatnio, że są potrzeby, których realizacja dokonuje się niejako w powiązaniu z drugą osobą. W zakresie, w jakim jest ona zdolna, jako człowiek, je zaspokoić. Jednak musimy mówić otwarcie, o tym, czego potrzebujemy.

I tu dochodzimy do słynnego „powinien/powinna się domyślić”. Ok, drogie panie, stańmy w prawdzie. Od nas zazwyczaj wychodzi taka myśl. A on najczęściej się nie domyśla, a my obrażamy. Po co narażać się wzajemnie na takie tortury?

Mówmy wprost, czego potrzebujemy, z uśmiechem i dużą dozą dystansu do samego siebie. Miejmy wobec siebie realne oczekiwania i pomóżmy małżonkowi spełnić nasze potrzeby. Wytłumaczmy dokładnie, czego potrzebujemy!

Jeżeli chcesz usłyszeć, że żona docenia pracę, jaką wykonałeś w Waszym domu, powiedz jej to. Powiedz „Byłbym bardzo szczęśliwy, gdybyś powiedziała mi, że doceniasz, że wymieniłem spłuczkę i zauważyła, że staram się odkładać rzeczy na miejsce”. Żono, jeżeli z okazji kolejnej rocznicy ślubu dostajesz praktyczny sprzęt kuchenny, a marzysz o bukiecie czerwonych róż i perfumach, powiedz mu  tym!

Potrzeba spełniana na żądanie

Dużo czasu zajęło nam zrozumienie, że potrzeba spełniona na żądanie nie jest mniej warta niż spełniona spontanicznie.

Powiedzmy, że szykujemy się na imprezę w stylu lat 50-tych. Przygotowałam się starannie i w głębi duszy pragnę usłyszeć, że ładnie wyglądam, a stylizacja jest świetna. (Tu mała podpowiedź dla panów, komplementujemy żonę w sukience, a nie sukienkę, bo w przeciwnym razie możemy usłyszeć: „Dziękuję w imieniu sukienki”). Mąż przez krytyczne dziesięć sekund od mojego wejścia do przedpokoju nie mówi nic. Albo o zgrozo, nawet nie podnosi oczu. Co robię? Wybierz właściwą odpowiedź:

  1. Zamykam się w sobie i przez resztę wieczoru, zamiast się dobrze bawić, przeżywam jaka jestem brzydka i już mu się nie podobam. Na jego pytanie, co się stało, przez zaciśnięte zęby odpowiadam „Nic”.
  2. Mówię przymilnie „Ładnie wyglądam?” i ze stoperem sprawdzam, ile sekund zajęło mu udzielenie dobrej odpowiedzi. Jeśli to trwa o sekundę za długo, patrz punkt 1. Jeżeli zdążył, po pewnym czasie dochodzę do wniosku, że taki wymuszony komplement to żaden komplement i… patrz punkt 1.
  3. Mówię mu: „Kochanie, byłoby mi miło, gdybyś powiedział, że ładnie wyglądam. Chcę Ci się podobać” (czy coś w tym stylu). Następnie daję mu szansę zebrania myśli i zaprzestania analizy strategii zdobycia miejsca do parkowania tam, dokąd jedziemy. Potem przyjmuję jego komplement za prawdziwy, nawet jeśli wypowiedziany jest jakoś…. eee… koślawo. Dochodzę do wniosku, że skoro się ze mną ożenił, to jemu akurat się podobam. Innym na szczęście nie muszę.

 

To, że małżonek zrobił to, o co go wprost poprosiliśmy, nie umniejsza w żadnym razie znaczenia jego gestu! Chcemy się przecież wzajemnie uszczęśliwiać, tylko nie wiemy jak. Odłóżmy na bok zabawę w zgaduj-zgadulę i wyrażajmy swoje pragnienia wprost. Jeśli się wstydzicie, wykorzystajcie karnety potrzeb.

Kto ma więc spełniać moje potrzeby?

Czujecie się skonfundowani? Niepotrzebnie. Jak pisaliśmy tydzień temu, o swoje potrzeby zasadniczo powinniśmy zadbać sami. Określić je, znaleźć sposób na regularne napełnianie swojego akumulatora poprzez proste gesty, słowa czy zdarzenia.

Ponadto, poznając coraz lepiej małżonka i jego naturalne predyspozycje, rozważmy, w jakim zakresie jest w stanie spełnić te z potrzeb, o które sami nie możemy się w pełni zatroszczyć.

Komunikujmy swoje potrzeby wprost. I bądźmy wdzięczni, gdy są spełniane, pamiętając, że małżonek może je spełnić tylko w pewnym stopniu. Jak powiedział św. Augustyn: „niespokojne jest serce człowieka, dopóki nie spocznie w Bogu”.

Jeden komentarz do “O realistycznych wymaganiach i komunikacji

  1. Bardzo dobry wpis! Jak czytałem to skojarzyło mi się, że warto przypomnieć mężowi wcześniej też o rocznicy ślubu i innych rocznicach. To oczywiste, że jak kocha to powinien pamiętać. Ale czasami bardziej satysfakcjonujące jest we dwójkę zaplanować jak spędzić ten czas – lub co podarować ukochanej.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Powrót do góry