Jak Wasze obserwacje z teleskopu Hubble’a? Czy coś Was zaciekawiło? Czy odkryliście coś nowego? Czy wszystko przesłania kosmiczna mgła?
Jeżeli udało Wam się wskazać potrzeby, które próbujecie zaspokoić strategią „rozmowa”, to zapraszam Was do kolejnego kroku. Spróbujcie zastanowić się jaka inna strategia mogłaby to lepiej zaspokoić. Czasami w porozumieniu z drugim człowiekiem może nas blokować zbytnie przywiązanie do najczęściej wybranej strategii. Oto kilka przykładów, żeby Was zainspirować.
Zmienić strategię, nie małżonka
Jeżeli okazało się, że rozmowa z małżonkiem to nasza podstawowa strategia na zaspokojenie potrzeby harmonii, porządku i współpracy, a borykacie się z małą ilością wspólnego czasu na rozmowy albo Waszą drugą połówkę męczą długie dyskusje i ustalenia, to może strategia wspólnej aplikacji kalendarza będzie pomocna. Wówczas każde z Was w swojej wolnej chwili może wpisywać swoje propozycje, pomysły, plany. Może to też zaspokoić potrzebę bezpieczeństwa temu z małżonków, dla którego mgła w planach na najbliższy miesiąc Waszej rodziny wzbudza niepokój. Temu, który wolałby „rozmowy” użyć do zaspokojenia potrzeby więzi i bliskości pomoże to skrócić czas rozmów operacyjnych, bo wystarczy tylko podyskutować o spornych datach w kalendarzu, a nie ruszać z kilofem do kamieniołomów i przekopywać się przez wszystkie trudy komunikacji wspólnego planowania.
„Weź nie pytaj, weź się przytul”
Zauważyliście, że rozmowa jest Waszą ulubioną strategią na zaspokojenie potrzeby więzi i bliskości, a odczuwacie ciągle pewien niedosyt, brakuje Wam w tym równowagi. Wy opowiadacie dużo, małżonek cierpliwie słucha, ale nie odpowiada taką samą ilością zdań. Jesteście wówczas zagubieni, bo przybywają kolejne niezaspokojone potrzeby zrozumienia, wspólnoty, otuchy itp. Może wówczas pomocne okaże się zgłębienie tematu „5 języków miłości” Gary’ego Chapmana, które były już dokładanie omawiane przez Maję i Wojtka w serii wpisów. Może okazać się, że w tym się różnicie i Wasze języki miłości są różne. Może samo odnalezienie tych różnic przyniesie Wam sporo ulgi. Czasami małżeństwom pomaga sam fakt odkrycia tego, nawet nie muszą zmieniać języka.
Zrozumienie różnic i umiejętność przyjęcia miłości wyrażonej przez druga osobę jej językiem również może dać nam radość i spełnienie. Możecie też pokombinować jak połączyć Wasze języki miłości. Rozmawiać, przytulając się. Rozmawiać podczas wspólnych prac w domu lub ogrodzie. Rozmawiać na spacerze. Zdarza się, że małżonka po prostu zbyt dużo kosztuje nieruchome siedzenie i słuchanie, a wówczas jego napięcie utrudnia Wam zrozumienie się. Wy czujecie się jak „ryba w wodzie” i możecie zatopić się w rozmowie i rozkoszować się konstruowaniem kolejnych zdań, a rozmówca tylko szuka tlenu i ratunku.
Emocji jest tak dużo, że nie słyszę, co do mnie mówisz
Zdarzają się w małżeństwie chwile, kiedy emocji jest tak dużo, że trudno nam usłyszeć, co druga strona do nas mówi, ponieważ jej emocje uruchamiają nasze emocje. Wówczas jesteśmy bardziej przy sobie, przy swoich myślach, oboje nadajemy komunikaty, a nie ma nikogo, kto by je rozkodował. Tak jak to się działo w ostatnich trzech zdaniach przykładowego dialogu małżonków we wpisie o przewrocie kopernikańskim. Pamiętacie?
Żonie zależało, żeby w salonie szybko pojawiły się nowe meble, na które oszczędzali. Mąż bardzo chciał spędzić z żoną czas, być zauważonym i wziętym pod uwagę. Proponuje jej randkę i kolację w restauracji, a ona widzi jak ich nowa kanapa odfruwa w czasie o 200 zł. Oczami wyobraźni widzi męża na sali sądowej oskarżonego o niegospodarność i wydawanie pieniędzy lekką ręką. Sędzia z tej fantazji jest łudząco podobny do żony. A ze skazanym to ona nawet nie ma ochoty rozmawiać, a co dopiero chodzić na randki.
Mąż oczami wyobraźni widzi żonę tańczącą w kółeczku z dziećmi. Wszyscy śmieją się i świetnie bawią. Tylko jego nigdzie nie widać, nikt zauważył, że go nie ma.
Zobaczcie, każde z nich potrzebowało bycia wziętym pod uwagę. Żona marzy o nowej kanapie, żeby wieczorami zasiąść na niej z mężem, przytulić się i odbyć domową randkę. Mąż tęskni za czasem z żoną sam na sam. Bardzo często jest tak, że odkrywamy pod spodem takie same potrzeby, a kłócimy się o strategię, czyli sposób ich realizacji.
„Ludzie listy piszą…”
Niektórym małżeństwom z pomocą może przyjść strategia listu. Bardzo wiele komunikacyjnych trudów możemy w niej ominąć, gdy zmagamy się z tematami wzbudzającymi w każdym sporo silnych emocji. Każdej ze stron list może przynieść trochę ulgi. Piszący może wyrazić siebie, spójnie i autentycznie, mieć nadzieję na zrozumienie i bycie wziętym pod uwagę. Nawet jeżeli jego list wzbudzi dyskomfortowe uczucia we współmałżonku, to daje to przestrzeń do wybrzmienia tych uczuć, a unika się pola do kolejnej walki, ranienia i oddalenia.
Tak jak Maja i Wojtek wspominali ostatnio, uczucia mówią nam o czymś ważnym, o naszych potrzebach. Współmałżonek nie jest odpowiedzialny za nasze uczucia. Czytający może wybrać moment, kiedy ma siłę i cierpliwość czytać list. W każdej chwili może przerwać, jeśli dla niego to za dużo, bez trzaskania drzwiami i tłuczenia talerzy. Może pobyć ze swoimi myślami i uczuciami tak długo, ile potrzebuje. Dopiero gdy będzie gotowy wczuć się w punkt widzenia małżonka, może próbować go zrozumieć.
Strata czy zysk
Na początku związku współmałżonek często jest naszą ulubioną strategią na wiele naszych potrzeb. Próbujemy strategią „żona” czy „mąż”, zaspokoić niemal każdą naszą potrzebę. Na początku związku to jest naturalne i nikt się nie oburza, gdy próbujemy „mężem” czy „żoną” zaspokoić bardzo dużo potrzeb. To jednak nie jest na dłuższą metę ani zdrowe, ani wskazane, bo małżonek nie jest w stanie zaspokoić naszych potrzeb. Dużo było już na ten temat w cyklu wpisu o potrzebach.
Gdy odczuwamy w małżeństwie tak zwany kryzys, często zaczynamy płakać lub frustrować się mówiąc, że już nie jest tak jak było na początku, bo „wtedy to zawsze, dużo, często, nigdy”, a „teraz to już nigdy, mało, rzadko, zawsze”. Rodzi się jednak pytanie. Czy na pewno jest to powód do smutku, rozpaczy, rozstania, a może jednak do radości, wdzięczności i świętowania, że oto normalniejemy, wzrastamy, zdrowiejemy, stajemy się sobą, bierzemy odpowiedzialność za nasze potrzeby, uczymy się dawać z serca? Jak myślicie?
Jesteśmy 20-letnim małżeństwem i piszemy do siebie listy 🙂
Spróbujcie … polecamy
Krótkie, długie, miłosne i na każdą okazję.
Do przeczytania książki Chapmana namawiamy 🙂
Dziękujemy za Wyzwania Małżeńskie 🙂
Pięknie! To pomaga poukładać emocje i myśli, a to często połowa sukcesu.
Mam podobnie. Wiele rzeczy łatwiej mi napisać niż powiedzieć. Do tego mogę list reagować, żeby usunąć z niego rzeczy, których nie chcę tam, napisanych z rozpędu lub w emocjach. No i jest też zaletą – choć akurat my z tym problemu nie mamy – że nikt nie może przerwać i wejść w słowo.